- Ogląda pani "Na dobre i na złe"?
- Od czasu do czasu. Zawsze lubiłam ten serial. Kiedyś rozważałam, że gdybym miała w którymś się zakorzenić, wybrałabym "Na dobre i na złe". Mam do niego sentyment, 7-8 lat temu zagrałam w nim epizod.
- Teraz dostała w nim pani chyba świetną rolę?!
- Gram Hanę, ginekologa i neonatologa, czyli lekarza, który zajmuje się noworodkami. Hana pracowała w wielu miejscach na świecie i ma spore doświadczenie. Dzięki temu będzie mogła więcej zaoferować innym lekarzom i pacjentom. Ta rola ma duży potencjał.
- Jak Przemek zareaguje, gdy dowie się, że ma siostrę?
- On nie miał pojęcia, że daleko, w Izraelu, mieszka jego starsza siostra. Gdy się o tym dowie, będzie zszokowany. Hana wiedziała, że ma brata i marzyła, by go poznać.
- To Przemek załatwił siostrze pracę w szpitalu?
- Zatrudnił ją Stefan Tretter. Moja bohaterka już pierwszego dnia w Leśnej Górze pokaże, że ma duże umiejętności.
- Zabiera pani synka na plan serialu?
- Zdarza się. Mamy wtedy pokój, gdzie możemy odsapnąć. Jestem wdzięczna, że mam takie warunki. Trudno rozstać się z malutkim dzieckiem i wrócić do pracy. Pomyślałam jednak, że jeśli teraz odmówię roli, taka okazja może się już nie powtórzyć. Dzięki temu, że mam superpartnera, wszystko poukładałam, mogę grać i właściwie nie odczuwamy rozstania.
- Czy macierzyństwo panią zmieniło?
- Czuję, że jestem inna, bardziej dojrzała. Jestem matką.
- Dała pani popalić partnerowi (znany z "Plebanii" i "Szpilek na Giewoncie" aktor Wojciech Błach - przyp.), gdy była w ciąży? Biegał do sklepu po ogórki kiszone?
- Nie. Jadłam tylko chleb! Zjadałam trzy kromki z masłem albo serkiem topionym i czułam się najedzona. Po chwili wracałam do kuchni. Potrafiłam pochłonąć pół bochna. Od dawna nie jem mięsa, więc Bruno jest warzywno-chlebowy. Urósł duży i wszystko jest w porządku.