M jak MIŁOŚĆ. Witold PYRKOSZ, czyli LUCJAN: Uwiodła mnie służąca gdy miałem 12 lat

2013-01-07 11:00

Służąca Nadia uwiodła go, więc babcia musiała Nadię wyrzucić. A potem wybuchła wojna i rodzina się rozdzieliła. Witold Pyrkosz (87 l.), czyli Pyzdra z "Janosika", Duńczyk z "Vabanku" i Lucjan Mostowiak z M jak MIŁOŚĆ, opowiada "Super Expressowi" o swojej burzliwej młodości.

Urodziłem się 24 grudnia 1926 roku w Krasnymstawie. Kiedy byłem mały, mama wyjechała ze mną do Lwowa. Jej matka, a moja babcia Bronisława, gdy dowiedziała się, gdzie i kiedy się urodziłem, postanowiła to zmienić. Jej wnuk miał być z dużego miasta, czyli ze Lwowa i z 1 stycznia 1927 r., aby do wojska mógł pójść o rok później.

Babcia to był charakter! Raz postanowiła zwolnić służącą Nadię, ale Nadia nie chciała tak zaraz odejść, bo nie miała gdzie się podziać. Co babcia zrobiła? Otworzyła okno i wyrzuciła jej rzeczy. Nadia musiała zejść po nie i już nigdy nie wróciła. Myślę, że znam powód zwolnienia Nadii. Miałem 12 lat, gdy mnie uwiodła. Bawiłem się na podłodze, ona prasowała. Nagle zadarła spódnicę, pokazała całą swoją kobiecość, zaciągnęła na kanapę i wiadomo, co było dalej.

A potem przyszła wojna, pamiętam z niej głód i zimno. Było tak zimno, że zakładałem na siebie wszystko, łącznie z dywanikiem, który leżał przy łóżku.

Wojna na zawsze rozdzieliła naszą rodzinę, matka z moim bratem całą okupację mieszkali we Lwowie, ja z ojcem po wędrówkach po kraju w 1942 r. osiedliliśmy się w Krakowie, gdzie mieszkałem następnych 20 lat.

Wojna się skończyła, czas było skończyć szkołę. Przyznaję, nie byłem dobrym uczniem. Kiedy nauczyciel od łaciny wołał: "Pyrkosz, do odpowiedzi", odpowiadałem: "Walkowerem, panie profesorze, walkowerem", co oznaczało kolejną pałę. Chodziłem do liceów spółdzielczego, melioracyjnego, handlowego, ogólnokształcącego, maturę zrobiłem w hotelarskim. Miał ojciec ze mną skaranie boskie. Miałem może 18-19 lat, przyszedłem do domu pijany... Ojciec nie wytrzymał...

Miałem w Krakowie kolegów, tworzyliśmy taką nieszkodliwą lokalną mafię, graliśmy na pieniądze w karty, piliśmy, biliśmy się. I kiedyś wraz z kumplami zaczęliśmy się zastanawiać, co mógłbym w życiu zrobić. "Jesteś wygadany, idź do szkoły aktorskiej" - rzucili. Przygotowałem fragment prozy, poezji, jeszcze musiałem zagrać motorniczego. Powiem szczerze, nie wierzyłem, że mnie przyjmą. A po pierwszym roku okazało się, że byłem jedynym studentem, który nie opuścił ani godziny. Tak mnie wzięło!

Najnowsze