Kamilla Baar na długo zapamięta ten dzień. Gdy w środę jechała placem Unii Lubelskiej w Warszawie, nagle z impetem wjechał w jej wóz inny samochód. Aktorka była przerażona. W końcu wiozła ze sobą małego synka.
- Mercedes uderzył we mnie. Stanęliśmy na środku ronda. Synek się wystraszył, ja zresztą też - opowiada Kamilla w rozmowie z "Super Expressem".
Co z synem Kamilli Baar?
- Bruno został zabrany do szpitala, bo nawet przy najmniejszym uderzeniu trzeba sprawdzić, czy wszystko jest dobrze. Kręgosłup, kręgi szyjne... To normalna procedura. Jednak wszystko jest dobrze, nie został w szpitalu, mi też nic się nie stało - dodaje z ulgą.
Przeczytaj: Na dobre i na złe. Kamilla Baar i Marek Bukowski razem w 2 sezonie Na krawędzi
Drugi kierowca nie miał tyle szczęścia, z rozciętą ręką został zabrany do szpitala. Funkcjonariusze szybko sprawdzili alkomatem, czy kierujący nie byli pod wpływem alkoholu.
- Według wstępnych ustaleń kierujący pojazdami byli trzeźwi. Jednak dalsze czynności, co do ustalenia okoliczności zdarzenia nadal trwają - usłyszeliśmy na policji.
Zobacz: "Na dobre i na złe". Kamilla Baar i jej styl: Lubię się dopieszczać. Hana z "Na dobre i na złe" ikoną mody
Można powiedzieć, że to cud, że aktorce i synkowi nic się nie stało. Samochód, którym jechała, został dosyć mocno uszkodzony. Jego naprawa będzie Kamillę słono kosztować. Aktorka może na to wydać nawet 30 tys. zł.
- Pierwszy raz w życiu miałam wypadek, traktuję to jako znak z nieba, żeby bardziej uważać - dodaje Baar.
Polub Se.pl na Facebooku