- W październiku przyjdzie na świat pana pierwszy wnuk. Już wiadomo, że to będzie chłopiec?
-Tak, być może Piotruś, po dziadku, to ładne imię. Są też i inne propozycje, każdą zaakceptuję.
- Będzie pan wnuka bardzo rozpieszczał?
-Pewnie ani mniej, ani bardziej niż inni dziadkowie. Ale coś czuję, że będę trochę zwariowanym dziadkiem. Już mi się marzą te wspólne wyprawy, rozmowy o ważnych sprawach, jak to mężczyzna z mężczyzną.
- A gdyby była dziewczynka?
- To też starałbym się z nią spędzać sporo czasu, żeby móc obserwować, jak się rozwija, zmienia. Własnym dzieciom nie mogłem poświęcać tyle czasu, z wnukami będzie inaczej. Bo chociaż wciąż jestem zajęty zawodowo, to jakoś sobie poradzę.
- Byliście państwo, pan i żona Jolanta, zawsze bardzo związani z dziećmi, Hanną i Michałem. Mieliście z nimi doskonały kontakt. Czasem pan nawet wspomina, że zachowywał się wobec nich jak kura gdacząca nad swoimi kurczętami...
- Tak było. Istotnie miewałem okresy, kiedy byłem bardziej opiekuńczy niż niejedna matka. Ale na pewno nie chciałem trzymać dzieci pod kloszem. Pamiętam, jak kiedyś, jeszcze w czasach swojej młodości byłem świadkiem, jak topiło się dziecko. To zrobiło na mnie takie wrażenie, że jak moje dzieci przyszły na świat, to postanowiłem je jak najwcześniej nauczyć pływać. Teraz i córka i syn pływają znakomicie. Wydaje mi się, patrząc nawet z perspektywy, że mimo nawału zajęć starałem się poświęcać im sporo czasu. Chodziłem z nimi na basen, a kiedy dowiedziałem się, że syn może mieć jakieś skrzywienie kręgosłupa, zacząłem z nim chodzić na siłownię. Oczywiście po konsultacji z lekarzem.
- W waszym domu podobno nie było tematów tabu. Czy, kiedy dzieci dojrzewały, rozmawialiście z nimi o "tych sprawach"?
- Oczywiście. I to pewnie dlatego teraz mamy taki świetny z kontakt z dziećmi.
- Ale dzieci wyfrunęły w świat, mają swoje życie. Czy dla takich rodziców, tak silnie z dziećmi związanych, to nie był szok? Syndrom pustego gniazda w waszym przypadku mógł być szczególnie dotkliwy...
- Z pewnością, ale taka jest kolej rzeczy. Na pewno bardziej przeżywa to żona. Kiedyś, jak wyjeżdżałem na festiwale czy inne imprezy, to zostawała z dziećmi. Teraz jest sama. Czasami nawet mówię jej, że zostanę w domu, żeby nie było jej smutno. Ale ona nie chce o tym słyszeć. Odpowiada, że a to pójdzie sobie do centrum handlowego i spokojnie zrobi zakupy - czego ja nie cierpię, albo coś tam porobi w domu. Mam bardzo dobrą, wyrozumiałą żonę. Nawet na ryby mnie wysyła samego.
- A dzieci pewnie często zaglądają?
- Mają tu swoje pokoje, swoje ulubione miejsca. Kiedyś myśleliśmy, że w tym domu przynajmniej jedno z nich zamieszka, ale woleli oddzielnie. I to też rozumiemy.
- To puste gniazdo nie jest więc takie całkiem puste...
- Nie, a wnuk wypełni je całkowicie. Na pewno wszędzie będzie go pełno. I tego pragniemy z całego serca. Żona już kompletuje ubranka, zabawki, ona to dopiero będzie go rozpieszczać!
Zbigniew Buczkowski
Aktor, który na swoim koncie ma ponad 300 ról teatralnych i filmowych. Przygodę z filmem zaczął w wieku 9 lat jako statysta. Na deskach teatru debiutował w 1983 roku w sztuce "Koniec ery menelików". Trzy lata później zdał egzamin estradowy. Telewidzowie uwielbiają go za role w serialu "Dom" czy "Człowieku z żelaza". Ostatnio można go obejrzeć w "Barwach szczęścia", gdzie wciela się w rolę Zdzisia.