Barwy szczęścia: Życie jest piękne!

2012-02-09 3:00

Ewa Ziętek (59 l.) siłą i energią mogłaby obdarować kilka osób. Teraz pojawiła się w serialu "Barwy Szczęścia". Gra Walerię - zaborczą matkę Bartka (Bartosz Gelner), z którym niespodziewanie pojawiła się w domu Górków.

- Myślałem, że nie uda nam się umówić na wywiad...

- Tak od kilku miesięcy wygląda moje życie. Wstaję, jadę do pracy i wracam późno do domu. Chciałabym gdzieś wyjechać, pobyć z rodziną, przyjaciółmi, ale to na razie nie jest możliwe. Nie chcę grzeszyć i narzekać, bo przypominam sobie, że były czasy, gdy nic nie robiłam i wtedy było gorzej.

- W ilu spektaklach pani występuje? W trzech? W czterech?

- W sześciu.

- Nie mylą się pani przedstawienia?

- Nie, ale kiedyś, gdy grałam w ciągu tygodnia w trzech różnych teatrach, zastanawiałam się, czy przyszłam do odpowiedniego budynku. Higiena zawodowa została wtedy lekko zachwiana, ale to się zdarza, trwa chwilę, a potem jest spokój.

- Takie wahania to chyba norma w zawodzie aktora.

- Już nie wiem, jak jest w zawodzie aktora. Czasami wydaje mi się, że wszyscy ludzie wstają rano i idą do teatru na próbę i wracają późno w nocy po spektaklu. Że tak jest urządzony świat.

- Teatr to jedno, telewizja - drugie. Widzowie od kilku dni mogą już oglądać panią w serialu "Barwy szczęścia".

- Powiedziano mi, że Waleria, którą gram, to atrakcyjna osoba, a ja odpowiedziałam: - Biorę tę rolę (śmiech). Dopiero zaczynam pracę w "Barwach szczęścia", ale już przekonałam się, że produkcja tego serialu to ogromna, dobrze funkcjonująca maszyneria. Idzie nam bardzo sprawnie. O siódmej rano przyjeżdża po mnie samochód, jedziemy do charakteryzatorni, stamtąd trafiam na plan, a potem jadę na drugi koniec Warszawy, gdzie jest kolejny plan z inną ekipą i innym reżyserem. Jest precyzyjnie.

- Czym nas zaskoczy Waleria?

- Już samo jej pojawienie się było zaskoczeniem. Nikt się nie spodziewał , że nieżyjąca Jadwiga (Agnieszka Pilaszewska - przyp. aut.) miała kuzynkę. Waleria będzie ciągle zaskakiwać. To w końcu zaborcza mamusia, która ubezwłasnowolniła Bartka (Bartosz Gelner - przyp. aut.). A synek? No co, biedny chłopiec, troszeczkę podupadł, to trzeba go ratować. Ale widzowie będą musieli trochę poczekać na rozwinięcie tego wątku.

- Jak sprawuje się na planie Bartosz Gelner, który stawia pierwsze kroki w zawodzie?

- Co ja mogę powiedzieć jako matka? Przecież to mój synek. Serialowy, ale synek. Jest miły, uczynny, przystojny i zdolny. Zobaczymy, jak sobie poradzi z takim kapitałem. Życzę mu jak najlepiej.

- Gdy umawialiśmy się na rozmowę, mówiła pani, że nie możemy się spotkać, bo jedzie pani do Domu Artystów Weteranów Scen Polskich do Skolimowa. Często pani tam bywa?

- Staram się jak najczęściej. Szkoda tylko, że media i technika tak się rozwinęły. Dziś każdy ma telewizor w pokoju, a kiedyś trzeba było iść do sali telewizyjnej, gdzie odbywały się spotkania towarzyskie. W Skolimowie widuję się z księdzem Orzechowskim, Tamarą Taterą, która była prawą ręką Adama Hanuszkiewicza, moją przyjaciółką Eweliną Woleńską, Lidią Korsakówną, Basią Bittnerówną. Jestem tam oczekiwana z radością.Raz nawet usłyszałam: - No, wreszcie przyszedł ktoś młody. Czy życie nie jest piękne?

Najnowsze