W kulisach produkcji serialu "M jak miłość" szeptano, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi oczywiście o pieniądze. Andrzej Łapicki jest od roku nową gwiazdą serialu. Nietrudno się więc domyślić, że aby się na to zgodził, musiał dostać stawkę gwiazdorską. W takich przypadkach wynosi ona min. 5 tysięcy złotych. Oczywiście mogło to kłuć w oczy starych wyjadaczy "M jak miłość" - choćby Witolda Pyrkosza. Grający starego Mostowiaka aktor zarabia za dzień zdjęciowy niecałe 3 tys. złotych i musi pracować w pocie czoła przynajmniej przez pół miesiąca.
- Chyba nikogo to nie zdziwi, że pan Witold się irytuje na taki stan rzeczy, zwłaszcza że w serialu jest od samego początku i nigdy produkcji nie zawiódł. Ale on musi na te same pieniądze pracować dwa razy więcej co Łapicki - wyjaśnia osoba związana z produkcją serialu.
Nie dziwi więc, że na planie między panami zaczęło iskrzyć. Sytuacja stawała się nerwowa, co utrudniało kręcenie wspólnych zdjęć.
Pyrkosz wskazuje jednak inne źródło konfliktu. - Pan Łapicki powiedział kiedyś, że aktorzy grający w reklamach prostytuują się. Porozmawiałem z nim dobitnie na ten temat i poprosiłem, żeby powiedział to przed całą ekipą. A przede wszystkim przeprosił za swoje słowa - opowiada nam Pyrkosz. Okazało się, że Łapicki ma w sobie ogromne pokłady pokory i rzeczywiście to uczynił.
- Zrobił to, przeprosił i powiedział, że wiele razy już za to przepraszał. Od tamtej pory jest między nami sztama. Do tej pory byliśmy na "pan", po całej tej sytuacji Andrzej Łapicki zaproponował mi bruderszaft i ja się na to zgodziłem. Od tamtej pory jesteśmy po imieniu - relacjonuje Pyrkosz.
Młodsi koledzy po fachu mogą się tylko uczyć od obydwu panów zasad dobrego wychowania i rozwiązywania sporów.