- W księgarniach pojawiła się pani pierwsza powieść. Skąd pomysł na jej napisanie?
- Złamałam nogę i trzy miesiące byłam unieruchomiona. Pomyślałam, że zwariuję, jeśli nie będę czegoś robić, bo pracy przy serialach mam teraz dużo mniej. Jednocześnie to była praca we własnym rytmie, nie było presji czasu, jak w przypadku scenariusza, na który czeka produkcja. To była ciekawa odskocznia od tego przymusowego unieruchomienia.
- To było jakieś poważne złamanie?
- Poważne, potrójne złamanie w kostce z dodatkowymi komplikacjami. Skończyło się na trzynastu śrubach i blaszce. Więc przez trzy miesiące poruszałam się wyłącznie o kulach i to z bardzo dużym ograniczeniem, bo noga ciągle puchła. Właściwie te kilkanaście tygodni spędziłam w fotelu z nogą na poduszkach (śmiech).
- Można jednak powiedzieć, że nie ma tego złego - dzięki temu mogła pani napisać książkę.
- Jak widać, we wszystkim trzeba szukać czegoś pozytywnego. Nie wiem, czy książka będzie sukcesem, dla mnie sukcesem jest to, że nie zwariowałam przez ten czas.
- Długo trzeba było panią namawiać do napisania czegoś innego niż scenariusz?
- Byłam namawiana do napisania powieści przez różne osoby. Kiedy dostałam propozycję od redaktorki z wydawnictwa Muza pani Małgorzaty Burakiewicz, to powiedziałam, że na pewno nie jestem Olgą Tokarczuk, a nie chciałabym pisać czegoś z gatunku "literatury kobiecej" wyłącznie o problemach damsko-męskich, jak pani Michalak czy Ficner-Ogonowska - oczywiście nic nie ujmując tym książkom. Usłyszałam, że jest olbrzymia przestrzeń między Tokarczuk a Michalak i można napisać coś, co się w niej mieści. Chciałam spróbować czegoś nowego. Pokazałam już kilka razy, że umiem wymyślić i wyprodukować serial czy film fabularny, więc postanowiłam napisać książkę. Początkowo byłam bardzo sceptyczna do tego, co powstawało. ale usłyszałam opinie, że czyta się ją lekko, a jednocześnie jest o czymś, pokazuje kulisy sławy, problemy, jakie się z nią wiążą.
Przeczytaj: M jak miłość. Joasia i Tomek pogodzą się i znów będą sypiać w jednym łóżku
- Czy można uznać, że scenariusze to zamknięty rozdział?
- Nie, skąd! Na pewno jeszcze napiszę coś do filmu czy telewizji. Teraz miałam ochotę zrobić coś dla siebie. To nie znaczy, że nie chcę, by książka dotarła do czytelników, chcę bardzo, ale zrobiłam coś dla siebie, bo chciałam spróbować czegoś innego, żeby mieć frajdę, że nie robię ciągle tego samego. Pisanie tej powieści dało mi dużo radości.
- Czyli jest szansa na kolejną książkę?
- Zobaczymy, może. Najpierw sprawdzimy, jak przyjmie się ta powieść. Może nie nadaję się na pisarkę?
- Zrezygnowała pani z pracy przy serialach, ale dotarły do nas słuchy, że pomaga pani w "Barwach szczęścia". Czy to prawda?
- Pomagam w "Barwach szczęścia" w konstruowaniu wątków. Twórcy potrzebowali małej pomocy, wsparcia. ale nie oznacza to, że wróciłam na stałe jako szef literacki. Tylko troszkę koryguję.
- Co sądzi pani o aferze wokół "M jak miłość" i tego, że nowe władze podobno chciały zdjąć serial z anteny?
- Uważam, że projekt, który trwa od piętnastu lat i cały czas cieszy się ogromną popularnością i miłością widzów, dla każdej telewizji byłby powodem do dumy, a nie chłopcem do bicia, prawda? Nie jest prawdą, że ten serial na siebie nie zarabia. Używanie takich argumentów nie jest w porządku. "M jak miłość" jest fenomenem nie tylko na polską skalę. Myślę, że powinno być traktowane jeśli już nie szczególnie, to przynajmniej sprawiedliwie.
Chcesz wiedzieć więcej o serialach? Odwiedź nas na Facebooku!