M jak MIŁOŚĆ. ANNA nie ODDA MARKA Ewie. Kogo wybierze Marek? >>>
- Jakie zamiary ma Edyta, którą pani gra w M jak MIŁOŚĆ?
- Wprowadzi ferment w życie kilku bohaterów serialu, ale niezamierzony. Z jakichś powodów, prawdopodobnie w związku z chorobą męża, Edyta wraz z najbliższą rodziną poddała się badaniom genetycznym. Ich wyniki wykazały, że ojcem jej syna Piotrka (Hubert Zduniak - przyp. aut.) jest inny mężczyzna. Gdy dowie się o tym mąż Edyty, odsunie się od niej i dziecka.
Moja bohaterka jest osobą zaradną, żadnej pracy się nie boi. Nie potrzebuje wsparcia finansowego, ale ma wyobraźnię i bierze pod uwagę różne scenariusze. Obawia się, że gdy coś jej się stanie, Piotrek zostanie sam, bez żadnego wsparcia. Dlatego zwróci się do Wandy (Maria Rybarczyk - przyp. aut.), matki Andrzeja (Krystian Wieczorek - przyp. aut.), czyli biologicznej babci chłopca. Edyta chce, żeby jej syn miał jakieś zabezpieczenie, kogoś, na kogo będzie mógł liczyć, gdyby jej zabrakło. Ufa Wandzie, to najbliższa jej osoba. Tak to rozumiem.
M jak MIŁOŚĆ - więcej o serialu >>>
- Co łączyło Edytę i Andrzeja?
- Znają się od dziecka, bo ich rodzice się przyjaźnili, ale nigdy nie łączyło ich nic poważnego. Ani związek, ani miłość. Jak okazało się po latach, ich jednorazowa młodzieńcza przygoda, tuż przed ślubem Edyty, miała konsekwencje. Na świat przyszedł Piotr, który jest synem mojej bohaterki i Andrzeja.
- Kiedy Andrzej dowie się, że jest ojcem Piotrka?
- Trochę czasu upłynie, zanim pozna prawdę, ale biologii nie da się oszukać. Andrzej bardzo zżyje się z Piotrkiem, od samego początku będzie ich do siebie ciągnęło. Gdy dowie się, że jest jego tatą, odezwie się w nim instynkt ojcowski. To postawi w trudnej sytuacji Martę (Dominika Ostałowska - przyp. aut.). Potem pojawią się kolejne problemy.
- Gra pani bardzo ciekawą postać!
- Staram się pokazać Edytę jako osobę, która sobie radzi, ale nie kosztem innych. Twardziela, który bierze się z życiem za bary. Scenariusze pisane są tak, że każda jej decyzja podyktowana jest dobrem dziecka. Wszystko co robi, robi dla Piotrka, nie myśli o sobie. Na razie tak to wygląda, nie wiem, co będzie dalej.
- Jak pani ocenia umiejętności aktorskie Huberta Zduniaka, pani serialowego syna?
- Hubert jest ciekawym świata chłopcem. Dobrze się z nim pracuje. Jego rodzice są aktorami (Dominika Ostałowska i Hubert Zduniak - przyp. aut.), ten zawód go fascynuje, ewidentnie chce się w nim spróbować.
- A pani dzieci ciągnie do aktorstwa? - Staramy się z mężem nie przeszkadzać dzieciom w rozwijaniu pasji, chronimy je tylko przed aktorstwem. Oboje jesteśmy aktorami i wiemy, z czym wiąże się uprawianie tego zawodu. Wybiliśmy go synom z głowy.
Marcin zawsze wykazywał bardzo duże zdolności sportowe. Kiedyś lubił grać w piłkę nożną, ale miał wtedy dość drobną budowę ciała, a do tego zachorował. Musiał zrezygnować z uprawiania kontaktowej dyscypliny sportu. Marek zaproponował tenis i tak zostało. Marcin ma dziewiętnaście lat i jest zawodowym graczem. Wiele lat trenował w Hiszpanii, niedawno przyjechał do Polski, żeby zdać maturę, a potem poleci do Stanów Zjednoczonych. Już jako sportowiec, tenisista. Starają się o niego tamtejsze uniwersytety. Jego pasja kosztowała nas mnóstwo pieniędzy, ale jest szansa, że się usamodzielni i utrzyma ze sportu. Mamy też siedmioletniego Szymona. Zobaczymy, w jakim kierunku się rozwinie.
- Po kim Marcin odziedziczył predyspozycje do uprawiania sportu?
- Oboje mamy sportowe zacięcie, ale w różnych kierunkach. Marek jest "niedzielnym tenisistą", a mnie ciągnie bardziej w stronę tańca.
- Ciągnie panią także do reżyserii. Proszę powiedzieć kilka zdań o swoim filmie "Powrót".
- To film o żołnierzu, będącym uosobieniem wszystkich szeregowców, oficerów czy komandosów, którzy z jakiegoś powodu mieli problemy ze sobą i wrócili do domu z Afganistanu. To opowieść o incydencie w Nangar Khel, o amerykańskim żołnierzu z jednostki specjalnej, który zaginął w górach i długi czas mieszkał w prowizorycznym szałasie, o amerykańskich żołnierzach, którzy strzelają do cywilów. Bohater "Powrotu" mieści w sobie tych wszystkich ludzi.
- A tego bohatera gra... pani mąż.
- Wie pan, dlaczego Marek zagrał tę rolę? Bo jest naprawdę dobrym, interesującym i intrygującym aktorem, który z tajemniczych powodów prawie nie istnieje w polskim kinie. Początkowo mój bohater miał być prostym żołnierzem, szeregowcem. Ale Markowi musiałam nadać stopień oficerski. Jego filmową żonę gra Agata Buzek. Ten film to także opowieść o żonach i rodzinach żołnierzy, którzy jadą na wojnę. Jestem z tego filmu bardzo zadowolona. Bycie reżyserem to niezwykle ciekawe zajęcie.
- Czy pani film trafi do kin?
- To trzydziestominutowy film, który będzie wiódł życie festiwalowe; pewnie zostanie też pokazany w telewizji.
- Jest pani reżyserem, scenarzystką, projektantką ubrań. Szuka pani nowych rozwiązań, bo jest rozczarowana aktorstwem?
- Bardzo późno dojrzałam, młodość zaliczam do lat nieopierzonych, o których nie chce się pamiętać. Grałam w filmach, ale długo nie wiedziałam, kim jestem. Poczułam się osadzona dopiero, gdy napisałam mój pierwszy scenariusz filmowy ("Otto Reder" - przyp. aut.). Od razu wysłałam go na konkurs, w którym został wyróżniony. Wtedy zrozumiałam, że pisanie mnie interesuje, sprawia mi przyjemność i że potrafię to robić. Aktorstwo to za mało, zwłaszcza w Polsce. Totalnie sobie odpuściłam, nie staram się. Nie liczę na odwagę jakiegoś reżysera. Może sprawię sobie kiedyś przyjemność i napiszę dla siebie jakąś rolę w filmie, który wyreżyseruję ja albo Marek.
Chcesz wiedzieć więcej o serialu M jak MIŁOŚĆ? Polub nas na FACEBOOKU!