Wypadek Krzysztofa Kiersznowskiego w dniu jego święta to była wyjątkowa okrurtna "niespodzianka" od losu. Aktor z "Barw szczęścia" jechał właśnie Rondem Daszyńskiego w Warszawie gdy nagle w jego 17-letnie BMW uderzył inny pojazd. Jak podaje tygodnik "Na żywo" sprawcą wypadku był kierowca tego samochodu - młody mężczyzna z Wałbrzycha, który pierwszy raz przyjechał do stolicy, gdzie miał pojawić się na rozmowie o pracę.
A nic nie zapowiadało chwil grozy, które przeżył Krzysztof Kiersznowski. Po próbie w Teatrze Kamienica serialowy Stefan z "Barw szczęścia" miał zaplanowane spotkanie z synem Maksem (40 l.) i córką Katarzyną (34 l.). Wypadek zdarzył się w samo południe. Aktor nie mógł zrobić nic, by uniknąć tragedii.
i
Samochód Kiersznowskiego nadawał się już tylko do kasacji. To najlepiej dowodzi, że tylko cud uratował go przed śmiercią. Obyło się bez żadnych obrażeń i konieczności przebywania w szpitalu.