"M jak miłość". Zośka Kisielowa terroryzuje Jerzego Kolędę i księdza. Barbara Mostowiak ratuje ich przed żoną Kisiela

2014-01-16 18:00

Zośka Kisielowa (Małgorzata Różniatowska) z "M jak miłość" sieje popłoch w całej Grabinie. Żony Kisiela (Jerzy Próchnicki) boją się najtwardsi nawet mężczyźni, bo z taką władczą kobietą lepiej nie zadzierać. Cała nadzieja w Barbarze Mostowiak (Teresa Lipowska), która jako jedyna posiada dar hamowania jej zapędów. W 1034 odcinku "M jak miłość" po ratunek do Barbary przybywają Jerzy Kolęda (Artur Barciś) i ksiądz (Maciej Damięcki) z Lipnicy. Czy Mostowiaka uratuje ich przed Kisielową i dlaczego Zośka tak bardzo zalazła im za skórę?

"M jak miłość" odcinek 1034 - poniedziałek, 27.01.2014, o godz. 20.40 w TVP2

Kisielowa z "M jak miłość" ma charakterek i jak raz coś postanowi, to choćby walił się świat nie zmienia zdania. No chyba, że ulegnie wpływowi Barbary Mostowiak, która podstępem potrafi przywołać ją do porządku i sprawić, że Zośka spuszcza nieco z tonu. W 1034 odcinku "M jak miłość" Jerzy Kolęda przekonuje się na własnej skórze co znaczy zadrzeć z żoną Kisiela.

Przeczytaj: "M jak miłość". Ewa z "M jak miłość" jest w ciąży. Dominika Kluźniak zostanie mamą

A zaczęło się od tego, że ojciec Ewy (Dominika Kluźniak) w czasie swojej choroby, kiedy spodziewał się śmierci, obiecał Kisielowej sprzedaż działki graniczącej z jego posesją. - Miałem takie kłopoty ze zdrowiem, myślałem, że już po mnie. Obiecałem Zośce Kisielowej, że sprzedam jej działkę obok mojego domu. Teraz gdy się okazało, że będę żył, wolę umrzeć, niż mieć taką sąsiadkę pod domem - żali się Barbarze przyszły teść Marka (Kacper Kuszewski).

To jednak nie wszystko, bo Kisielowej naraził się także proboszcz z Lipnicy, a właściwie kościelny organista. Ksiądz także przybywa po ratunek do Mostowiakowej. - Kisielowa weszła w konflikt z moim organistą, to taki młody chłopak, co gorsza podburza koleżanki z chóru - mówi załamany kapłan.

Patrz: ''M jak miłość''. Marcin i Eryka odnajdą się dzięki Kisielowej!

Oczywiście wersja Kisielowej jest zupełnie inna niż to co mówi ksiądz. Dla niej liczy się tylko to, że przez organistę nieudacznika musiała rozwiązać chór, w którym śpiewa od lat.

- Nie ma chóru, koniec skończyło się. Nawet z księdzem się pokłóciłam. Poszło o tego nowego organistę - popija, podrywa dziewczyny, a najgorsze, że nie umie grać. Nie wytrzymałam i powiedziałem księdzu - albo on albo mój chór. Śpiewam w tych chórze 30 lat i nie pozwolę, żeby mi sie ktoś w nim panoszył! - rzuca wściekle Zośka.

Mostowiakowa nie byłaby sobą, gdyby nie potrafiła załagodzić takiego sporu. W końcu nie raz była mediatorem w rodzinnych konfliktach. Taka Kisielowa to dla niej żaden problem. Wymyśla podstęp jak przechytrzyć przyjaciółkę...

- Sama mówiłaś, że 30 lat prowadzisz ten chór. Kawał pracy, twojegp życia. Poza tym obdarzyłaś ten chór niebiańskim głosem - chwali sąsiadkę Barbara.
- Wiele osób mi mówiło, że mój głos to dar od Boga - przyznaje kobieta.
- Grzechem, by było ten dar marnować - dodaje Mostowiakowa.

Chcesz wiedzieć więcej? Odwiedź nas na Facebooku!

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze